wtorek, 31 lipca 2012

"Ulysses Moore - Wrota Czasu" - Pierdomenico Baccalario

Tytuł: "Ulysses Moore - Wrota Czasu"
Autor: Pierdomenico Baccalario
Gatunek: Młodzieżowa
Ilość stron: 222

   Ulysses Moore Wrota Czasu to pierwsza część przygodowej serii dla młodzieży pt. Ulysses Moore. Musze przyznać, że cała seria (1 tom, 6 części, nie wiem jak z tym jest dokładnie) została przeze mnie przeczytana jakieś kilka lat temu. Ostatnio z baku innej lektury postanowiłam przeczytać właśnie tę pierwszą część i napisać Wam recenzje.
   Wydawać by się mogło, że są to książki bardziej skierowane do młodszych dzieci w wieku 10-12 lat, czy coś koło tego. Książki są wspaniale wykonane pod względem graficznym, nie brak w środku wielu ciekawych elementów, które urozmaicają nam czas spędzony w jej towarzystwie. Jak pamiętam, gdy czytałam książkę po raz pierwszy ona jak i cała seria bardzo mi się spodobały z powodu barwnej i bardzo ciekawej, świetnie ułożonej fabuły oraz niecodziennego klimatu, jakim się te książki cechują. Ponadto autor świetnie posługuje się piórem i gdy kiedy czytamy opisy, dialogi – dosłownie mamy wrażenie, że znajdujemy się w opisywanym przez niego miejscu. Już pierwsza część wciąga nas w ten niezwykły świat, a kolejne są wręcz przesiąknięte bijącym z książki czarem. Mimo, że seria jest dosyć długa, to jednak ma ona swoje plusy. Książki są dosyć krótkie, bo żadna część nie przebije 400 stron, czcionka również nie należy do najmniejszych jednak dzięki temu tekst bardzo szybko i lekko się czyta. W sam raz do zrelaksowania się. Nieczęsto sięgam po książki przygodowe, można nawet powiedzieć, że w ogóle, jako że preferuje thrillery, kryminały, książki historyczne lub też psychologiczne. Jednak ta seria ma wszystkiego po trochu z tych gatunków + swój świetny klimat.
   Przejdę może do sedna sprawy, czyli do tego, o czym te książki odpowiadają. A opowiadają nam o jedenastoletnich dzieciach – Julii i Jacksconie  – rodzeństwie, które wprowadza się do pięknej i tajemniczej Willi Argo w miasteczku Klimore Cove w Konwalii oraz o ich nowym przyjacielu, miejscowym chłopcu o imieniu  Rick. Jak się okazuje willa kryje w sobie wiele tajemnic, jednak jedną najważniejszą – dziwne drzwi, których nie da się otworzyć i które w dodatku są nadpalone, podrapane i w ogóle nie pasują do reszty domu... Hm… tak. Świetny opis, nie? Coś mi się zdaje, że ta recenzja będzie krótka. Mianowicie nie za bardzo, jak teraz sądzę, mogę Wam opisać książkę, ponieważ sens jej właśnie w tym, że te dzieciaki wszystko tam odkrywają i poznają. I w sumie gdybym Wam powiedziała coś więcej prócz tego, że chodzi o drzwi i niezwykłe wyprawy, klimatyczną wille z właścicielem, którego nikt nigdy zgoła nie widział i który… niby umarł, ale jednak chyba żyje…? to czytanie tej książki nie miałoby sensu. A już na pewno nie byłoby wówczas takiej przyjemności jak powinna, więc nie – nie mogę tego zrobić.
    Wspaniale. Otóż mimo tego, że może te książki to nie jest nic wielkiego, to jednak powiem Wam – to jest coś fantastycznego! Naprawdę. Warto przeczytać tę pierwszą część i przekonać się samemu, a potem, jeśli Wam się spodoba – a powinno – sięgnąć po następne. Ja mogę Was jedynie zapewnić, że warto, naprawdę.
   Spodziewałam się, że gdy sięgnę po te książkę te kilka lat później, kiedy już nie do końca te same rzeczy mnie interesują, co kiedyś, no po prostu, gdy już się trochę zestarzeje to ta książka straci swoją całą magie, będzie mi się wydawać przewidywalna i nudna. Nie, nic bardziej mylnego! Dalej, bowiem uważam, że to świetna seria i fajnie było wrócić, chociaż do pierwszej części. Zawsze lubiłam czytać o dawnych czasach, o starożytnym Egipcie, Rzymie i ta książka, mimo, że częściowo dzieje się w naszych czasach to przenosi nas wstecz.
                        Serdecznie polecam się Wam z nią zapoznać. ;)

czwartek, 26 lipca 2012

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" - John Ronald Reuel Tolkien


Tytuł: "Hobbit, czyli tam i z powrotem"
           org. "The Hobbit or There and Back Again"
Autor: John Ronald Reuel Tolkien
Ilość stron: 315
Gatunek: fantasy


Każdy z nas zna arcydzieło literatury fantasy, jakim jest niewątpliwie "Władca Pierścieni", tegoż autora. "Hobbit" niekiedy nazywany jest, zdecydowanie słusznie, prologiem do tej słynnej Trylogii.

Na początku poznajemy od podszewki życie i zwyczaje hobbitów, stworzeń niskiego wzrostu żyjących w Śródziemiu. Bliżej przyglądamy się, zaglądając do okrągłych okienek domu, jednemu z nich, mianowicie Bilbo Bagginsowi.

Pewnego dnia Bilbo siedząc przed swą Norą i paląc fajkę, jak to miał w zwyczaju, dostrzega podążającego w jego kierunku starszego mężczyznę ze szpiczastym kapeluszem. Po krótkiej (ale i zabawnej!) wymianie zdań dowiadujemy się, kim owa postać rzeczywiście jest. Czarodziej Gandalf, bo o nim mowa, nie jest kimś nowym - ale jakże wyjątkowym! - w tych okolicach, a jednak jego imię obrosło w wiele niezwykłych i interesujących legend. 

Od tego spotkania świat hobbita przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni. W jego życiu następuje przełomowy moment - wyrusza na niezwykle niebezpieczną wyprawę w towarzystwie trzynastu krasnoludów i Gandalfa. Ich celem jest Samotna Góra, a właściwie smok Smaug, który zająwszy dawną siedzibę krasnoludów, sieje wokół postrach.

Kompania Thorina podczas długiej eskapady natrafia na wiele zagrażających życiu przygód. Mimo wszystko udaje im się wyjść cało z opresji. 
Co najważniejsze, poznajemy okoliczności, w jakich pierścień - o którym mowa w Trylogii - trafia w ręce Bagginsa, oraz jakie korzyści (a może straty?) przynosi on przyjaciołom w "Hobbicie"

Książkę miałam okazję poznać w zeszłym roku szkolnym, jako lekturę. Początkowo podchodziłam do niej z pewną dozą rezerwy, z każdym rozdziałem jednak zaczęłam coraz bardziej wnikać w świat Śródziemia, tak skrupulatnie stworzonego przez Tolkiena. 
Wyjątkowy nacisk położony został na szczegółach, opis miejsc pobudza niemal każdy nasz zmysł, rozwija wyobraźnię. 
Autor posiada niezwykły warsztat pisarski, który zyskuje zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników.
Pozycja wywołała na mnie pozytywne wrażenie, chociaż zdarzały się i momenty, kiedy dosyć mnie nużyła. 

Książkę polecam zarówno tym, którzy rozpoczynają swoją przygodę z Tolkienem, jak i tym, którzy przebrnęli już przez Władcę, a Hobbita traktują jako swego rodzaju dodatek, czy bonus. 
Reasumując wywołuje ona w Czytelniku naprawdę pozytywne wrażenia, chyba, że jest się zatwardziałym przeciwnikiem wszelkiej literatury fantasy.

niedziela, 22 lipca 2012

"Sny" - Janusz Koryl

Tytuł: "Sny"
Autor: Janusz Koryl
Gatunek: Thriller/sensacja/kryminał
Ilość stron: 144

Od pewnego czasu w Dynowie małej miejscowości na Podkarpaciu mają miejsce dziwne wypadki. Ostatnio znaleziono ciało młodej kobiety, która najprawdopodobniej została zgwałcona. News ten budzi popłoch i sensacje w miasteczku. Sprawą zainteresowała się policja jednak nie jest ona w stanie w żaden sposób złapać zabójcy jako że nie posiadają żadnych dowodów, prócz trupa, który i tak całej sprawy nie ułatwia. 

Jednak! Szanowany i miły proboszcz z pobliskiego kościoła od pewnego czasu miewa „koszmarne” i przerażające sny, które coraz bardziej go niepokoją i wywołują czasami nawet panikę. Bowiem w swych snach proboszcz Eugeniusz jest świadkiem dziwnych zabójstw osób mu znanych, mieszkańców Dynowa. Gdy ksiądz dowiaduje się o śmierci młodej dziewczyny w żółtych pantofelkach uświadamia sobie, że jego sny są prorocze, o tak! Jakby nie jak tak – proboszcz jest nie na żarty wystraszony i zastanawia się, cóż powinien w takiej sytuacji zrobić. Po pewnym czasie zmęczony już takimi conocnymi masakrami, jakie mają miejsce w jego snach postanawia udać się ze swoim problemem na najbliższy komisariat. Okazuje się, że mimo obaw proboszcza Eugeniusza, iż policjant nie weźmie „na serio” tego, co ksiądz ma mu do powiedzenia i uzna go za obłąkanego człowieka z psychozą - staje się zupełnie inaczej. Policję bardzo zainteresowała sprawa snów proboszcza i jego zeszytu, w którym je zapisuje. Mianowicie w niebieskim zeszycie, na którym idealnie zostały wykaligrafowane literki składające się w wyraz „Sny” mieści się jeszcze kilka snów, które jak do tej pory nie doczekały się urzeczywistnienia…. 

O tym w skrócie przeczytamy w powieści Janusza Koryla. Chociaż opis wydaje się bardzo interesujący i zachęcający to jednak z przykrością stwierdzam, że książka sama w sobie nie jest górnolotna. Zdecydowanie oczekiwałam czegoś lepszego. 
Pomysł ze snami według mnie miał spory potencjał. Jednak książka jest zdecydowanie za krótka. Nie zdążymy się całkowicie wczytać w świat, który nam autor opisuje, a już znajdujemy się na stronie 140. Ponadto na pierwszej stronie widać już zdania, mówiące o sednie książki, czyli o snach. Samo to początkowo mnie zniechęciło, ale miałam nadzieję, że będzie wiele wątków pobocznych. Tak się jednak nie stało.
Fabuła dosyć ciekawa i wyszłoby zdecydowanie lepiej gdyby autor dodał więcej opisów, więcej wydarzeń, które mają pośrednio związek z całą sprawą. Nie dodał i książka zawiera mnóstwo dialogów, mało opisów, a wszystko, co się tam dzieje jest mało rzeczywiste. Widać, że wszystko zostało wymyślone. Akcja dzieje się zbyt szybko, jest bardzo przewidywalna. Bohaterowie zgoła są płytcy. Nie zapadają w pamięć. Jeśli już to tylko dwie czy trzy osoby. Zdaje sobie sprawę z tego, że akcja książki toczy się w małej miejscowości, natomiast wszystko kręci się wokół policjanta Zielińskiego i podinspektora Czajki. Mieszkańcy są jakby na boku, a przecież to oni stanowią główny punkt opowieści, bo ich sprawa dotyczy. Gdzie jakieś ich reakcje zaistniałe wydarzenia? Dziennikarze to również jakiś aspekt wyrwany z zaświatów. Nagle się pojawili i nagle sobie poszli. To wszystko stało się tak nagle, że śmiem się zastanawiać czy ja tę książkę naprawdę czytałam czy może mi się to tylko przyśniło?
Ha! Prócz tego, ksiądz początkowo był potrzebny, żeby zacząć książkę, potem nie za bardzo no bo gdyby Eugeniusz od razu podał nazwiska osób, które mu się śniły to policja nie miałaby nic do roboty (w zeszytach bowiem znał osoby, które mu się śniły, ale nie zapisywał nazwisk… tez dziwne). Zatem cóż za problem? Wywalić księdza! Tak! Wystarczy żeby zażył trochę pastylek zapadł w słodką śpiączkę na czas „śledztwa” policyjnego i całego tego ambarasu! Proste, prawda? Ha, ha. 
Styl pisarski pana Koryla również nie powala na kolana i nie każe gapić się na książkę, by przeczekać szok zachwycania. Jest raczej taki zwyczajny. Zresztą niektóre słowa i pewne zdania, które przeczytałam w jego książce jakoś mnie tak zniechęciły, ale nie będę mówić, o co chodzi, bo może jestem przeczulona. Jedyną mocniejszą stroną tej książki jest to, że autor ukazał w niezły sposób obcesowe i chamskie działanie dziennikarzy, jak szybko plotki i wiadomości mogą roznieść się wśród ludzi i to, że nawet najlepiej chroniony sekret nigdy nie jest w 100% bezpieczny. Prócz tego, pokazał, do czego człowiek może być zdolny pod wpływem alkoholu. Niemniej nigdy nie jest tak, ze każdy jest zdolny do wszystkiego po wypiciu „kilku butelek wina”. 
Niestety według mnie jest to zdecydowanie niewystarczające bym była stu procentowo zadowolona z lektury, do której zachęciły mnie pozytywne recenzje, na które przypadkowo się natknęłam jakiś czas temu grzebiąc w jakiś blogach. Wielu osobą ta książka stosunkowo przypadła do gustu jednak mi niespecjalnie. 

         Ogólnie… jeśli nie macie co robić, albo przypadkowo macie te książkę w rękach, czy tez opis Was zainteresował tak jak mnie to przeczytajcie. To tylko 144 strony, więc przy herbatce czy tam kawce można sobie poczytać tak dla odstresowania się. Do tego celu ta książka jest wręcz idealna! Niemniej, jeśli oczekujecie ambitniejszej lektury to ta książka nie będzie satysfakcjonująca.

poniedziałek, 16 lipca 2012

"Tango z motylem" - Regina Dachówna

Tytuł: "Tango z motylem”
Autor: Regina Dachówna
Gatunek: Dokument/literatura piękna
Ilość stron: 320

        Czy zastanawialiście się kiedyś, co zrobilibyście gdyby spotkało Was jakieś nieszczęście? Gdybyście zostali ofiarami jakiegoś wypadku, który zmieniłby fundamentalnie Wasze życie? Czy bylibyście w stanie przezwyciężyć trudności? Czy starczyłoby Wam siły woli, nadziei?
Czy zastanawialiście się jak radzą sobie ludzie, którzy w swoim życiu, przez los, zostali ofiarami pożaru? Mają zniekształconą twarz, nie mają powiek, uszu, nosa mają blizny? Nie są w stanie normalnie funkcjonować, ponieważ na każdym kroku są wytykani palcami przez ludzi mijanych na ulicy. Brakuje im akceptacji. W końcu zamykają się w sobie, nie widzą ucieczki od tego, co ich spotkało, nie widzą rozwiązania. Nie posiadają radości życia. Szukają pomocy wśród ludzi bliskich, którzy opuszczają ich. Okazuje się, że nie są w stanie udźwignąć ciężaru choroby żony, męża, dziewczyny. Wówczas zadają sobie pytanie:, „Więc czy prawdziwa miłość nie istnieje? Dlaczego on ode mnie odszedł?”. Szukają pomocy w szpitalach, jednak w większości nie stać ich na operacje plastyczne, które są jedną szansą na to by otoczenie ich zaakceptowało, na to, by mogli normalnie żyć.
        Niektórym dopisuje szczęście i docierają do Polanicy Zdroju – do szpitala chirurgii plastycznej, gdzie są otoczeni szczerą życzliwą opieką, przez ludzi, którzy ich rozumieją – pielęgniarki, lekarzy oraz przez ludzi, którzy w większej lub mniejszej części podzielają ich los - pacjentów.
        O tym wszystkim – o niewyobrażalnie ciężkich skutkach wypadków, wadach wrodzonych, o tym jak szpital staje się drugim domem o niesamowitych i rozpaczliwych historiach każdego pacjenta i o radości, szczęściu po każdym udanym zabiegu o zrozumieniu, miłości i przyjaźni – o tym opowiada książka pani Reginy Dachówny jednej z pacjentek polanickiego szpitala chirurgii plastycznej, która sama przeszła ponad 20 operacji. Opowiada nam ona o wielu wizytach w szpitalu, wyjaśnia nam przebieg kilku operacji uczucia, kiedy wiesz, że musisz położyć się na stół operacyjny, że zaraz wniosą cię na blok, a w tym samym czasie inni ludzie, zdrowi ludzie wiodą szczęśliwe życie, wolne od większych zmartwień nie zdając sobie sprawy z jakimi trudami muszą codziennie zmagać się Ci ludzie. W dodatku na ulicy wyśmiewają się z nich i komentują w obcesowy i dotkliwy sposób ich wygląd. Wszystkie te słowa wypowiedziane z ich ust zostają w sercach takich osób na długo i to one są prawdziwymi ranami.
        Książka daje sporo do myślenia. Zmusza nas do zastanowienia się życiem, nad priorytetami, nad innymi ludźmi. Pyta się nas, czym jest szczęście i radość. Bo tak naprawdę, pomimo tego wszystkiego, co spotyka osoby opisywane przez panią Reginę one i ona sama – czerpią z tego radość, nie taką, jaką czerpie zdrowy człowiek - większą, bardziej złożoną. Te osoby czują w sobie wielką siłę, którą posiadają i mogą dzielić się nią z innymi, by pomóc im przezwyciężyć strach i bariery społeczne. Historie tych ludzi uczą nas empatii, zrozumienia, prawdziwego sensu życia. Uświadamiają, że jednym słowem, jednym spojrzeniem możemy zadać niewyobrażalny ból psychiczny drugiej osobie, która w najmniejszym stopniu nie jest od nas gorsza.

         Serdecznie polecam każdemu tę książkę. Jest doprawdy śliczna, magiczna i poruszająca, napisana bardzo przystępnym językiem, bardzo szybko się czyta i bardzo przyjemnie. Więcej szczegółów nie będę zdradzać, sami się przekonacie. Zresztą nie wiem jak mam Wam opisać tę książkę, bo ciągle uważam, że każdy opis nie wyraża jej tak jak powinien, a już mój to w ogóle wcale nie oddaje jej uroku, który jest dostrzegalny zwłaszcza na końcu. Być może po jej przeczytaniu spojrzycie inaczej na siebie, innych ludzi i na świat… 

"Zdrowi ludzie pewnie nawet nie przypuszczają, jaki wielki ciężar psychiczny, jak wielką rozpacz jest w stanie udźwignąć człowiek i ile jest zdolny wytrzymać.
Zdrowi ludzie pewnie też nie wiedzą, jak wielkiej, przeogromnej radości może człowiek doświadczyć. Gdy zobaczyła brodę po kolejnej rekonstrukcji, myślała, że pęknie jej serce. Rozleci się na strzępy jak nadmuchiwany balonik. Wydawało jej się, że serce ma ograniczoną pojemność i chyba nie jest zdolne pomieścić tyle radości, tyle szczęścia, uniesienia i euforii, której nie sposób ani opisać, ani wyrazić.”

czwartek, 12 lipca 2012

"Władca Pierścieni" - John Ronald Reuel Tolkien


Tytuł: "Władca Pierścieni”
Autor: John Ronald Reuel Tolkien
Ilość stron: I tom: 514, II tom: 437, III tom: 557 (wersja z dodatkami)

  Niewątpliwie każdy, choć raz słyszał o Władcy Pierścieni, czy to o filmach czy to o książkach, które opowiadają o niezwykle fascynującym świecie różnych stworów zaczynając od małych niziołków, czyli hobbitów, wspaniałym czarodzieju, pięknych i mądrych elfach, mężnych rycerzach, a kończąc na wstrętnych orkach i nazgulach. Od pierwszych stron autor wprowadza nas w świat przygód, niebezpieczeństw, lecz także wielkiej przyjaźni. Motywem przewodnim książki jest oczywiście Walka o Jedyny Pierścień.


 "Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać."

Tolkien zyskał sobie Władcą renomę i to jak najbardziej zasłużoną. Wiele jest opinii na temat jego działa i najwięcej oczywiście tych pozytywnych, nawet śmiem twierdzić, że negatywne można zliczyć na palcach jednej ręki. Wiadomo, że są osoby, które takiej tematyki nie lubią, nie czytały, nie oglądały, ale opinii takich osób pod uwagę nie biorę, bo jak można oceniać coś, o czym się praktycznie nic nie wie? Nonsens.
To tak tytułem wstępu. O Tolkienie nic pisać nie będę, bo to raczej zbędne. Na opis fabuły, która jest jednak bardzo wielowątkowa też szkoda czasu, zresztą jak sądzę większość osób coś tam o niej słyszała. Postanowiłam napisać „zbiorową” recenzje wszystkich trzech tomów nie opisując dokładniej wydarzeń, bo nie lubię długaśnych recenzji. Przejdę wiec od razu do moich odczuć na temat książki.

     Jak wiemy Tolkien sam wykreował taki piękny i niezaprzeczalnie ciekawy świat, bohaterów, historie i to wszystko, o czym wspominać zgoła nie trzeba. Mnie cały Władca urzekł po obejrzeniu filmów, ponieważ niestety to z nimi najpierw miałam do czynienia. Byłam świadoma, niestety faktu, że oglądając filmy i potem czytając książkę nie będzie już tego takiego wielkiego zaciekawienia, niecierpliwości, zaskoczenia, emocji, ale mówi się trudno. 
     Ponieważ nie mam za sobą przygody z książkami fantasty to prócz ciekawej fabuły jak pewnie wielu z Was dużą uwagę przywiązuje do sposobu pisania, stylu autora i warsztatu literackiego. Tutaj również nie było wyjątku. Zgoła hm... Może fantastyka to nie jest mój gatunek do końca, a może problem właśnie tkwi w autorze.
        Bowiem rzeczy, na które zwróciłam uwagę podczas czytania pierwszego tomu to między innymi to, że styl Tolkiena, albo styl, jakim pisał we Władcy, bo innych jego książek nie czytałam - jest dosyć prostolinijny. Chcę przez to powiedzieć, że z powodu oczywistości, jaką jest to, że Władca Pierścieni jest z rodzaju epiką powoduje, że słowa i forma zdań w książce są mało kontrastujące się między sobą, zlewają się.
       Można autorowi to oczywiście wybaczyć, zrobili to na pewno wielcy fani jego twórczości. Mnie jednak boli to, że na przykładzie - sposób wysławiania się Gandalfa niewiele różni się od sposobu wysławiania się Froda, Sama, Aragorna i pozostałych postaci. Tolkien mógł to urozmaicić tak by styl wypowiedzi był bardziej charakterystyczny dla danych osób. Skoro wszystko inne dopracował w najmniejszych szczegółach, wymyślił litery, kalendarz, zadał sobie tyle trudu to, dlaczego nie zadbał o większą wiarygodność dla swoich postaci? W realnym życiu nie ma dwóch osób, które mówiłyby tak samo, ani pisały dokładnie w ten sam sposób. Zwłaszcza, jeśli są to osoby oczytane, inteligentne i z doświadczeniem, wiekiem, jaki miał chociażby Gandalf.
      Druga sprawa – po pewnym czasie nieopisanie zaczęły mnie irytować ciągle powtarzające się słowa. W opisach mnóstwo „jakkolwiek”. Nie tylko w opisach, bo w dialogach też. A przecież jakkolwiek ma jeszcze kilka innych zamienników, lub można było zwyczajnie zdanie inaczej zbudować. Jakkolwiek Gandalf, jakkolwiek Sam, jakkolwiek Aragorn – czy oni nie znają innych słów? Raz czy dwa – da się przeżyć, ale to nie było raz czy dwa tylko praktycznie zawsze. To samo – „Niestety!” na początku dialogów, w dialogach – tragedia. Jestem bardzo wyczulona na tym punkcie i nie byłam w stanie tego strawić. W moich oczach te powtórzenia odbierały wydarzeniom prawdziwość, wprowadzały w nie sztuczność.

        Być może są to drobiazgi, jednak dla mnie bardzo istotne. Gdyby Tolkien dopracował swoje postaci byłoby wprost rewelacyjne! A tak - one są po prostu niedopracowane, nierzeczywiste pod względem opisywania ich przez autora, bo brak im nieco oryginalności i prawdziwości.


        PODSUMOWUJĄC: Uważam, że każdy miłośnik literatury i książek powinien mieć Władcę Pierścieni pana Tolkiena w swojej liście książek przeczytanych, obowiązkowo. Początkowo może jest trochę nudno, opisy Shairu, historia Froda i Sama, którzy siłą rzeczy, mimo, że mieli powierzone najważniejsze zadanie występują we wszystkich książkach bardzo skąpo to jednak książki w większości momentów czytałam z wielką przyjemnością, a gdy je skończyłam byłam zadowolona, że trafiły jednak w moje ręce. Gorąco polecam każdemu się z nimi zapoznać, (jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, a wiem, że jest Was trochę…). Pomijając całą wspaniałość Tolkienowskiego świata – z książek można się wiele nauczyć i chociażby z tego malutkiego powodu są warte poświęcenia im czasu. ;)

Pozdrawiam.

poniedziałek, 9 lipca 2012

"Pod kopułą" - Stephen King


Tytuł: "Pod kopułą"
           *org. "Under the dome"
Autor: Stephen King
Ilość stron: 928
Gatunek: thriller/psychologiczna/kryminał



Kolejny jesienny dzień w niewielkim miasteczku Chester's Mill. Czyste niebo uspokajające swym błękitem, przecięte jedynie niewielkim, nisko przelatującym samolotem. Mieszkańcy żyjący własnymi problemami, którym stara się położyć kres Rada Miejska, a w rzeczywistości jej wiceprzewodniczący, James Rennie.

Wydawać by się mogło, że w tak prowincjonalnym miasteczku, posiadającym szpital, przychodnię, bibliotekę, kilka sklepów i posterunek policji, nic ciekawego (a cóż dopiero złego!) wydarzyć się nie może.

Nagły wybuch samolotu, który przecież widzieliśmy jeszcze przed chwilą, „jak gdyby trafił na niewidzialną barierę”, zapoczątkował serię tajemniczych wypadków, w wyniku których śmierć poniosło kilkadziesiąt osób. Jak się wkrótce okaże, nie oni jedyni padną ofiarą tajemniczego pola siłowego. Skąd się właściwie wzięło? Jest to tajny amerykański eksperyment czy może zamach bio-terrorystów? Pojawia się coraz więcej spekulacji, a wraz z nimi ogarniająca całe miasteczko sieć paniki.

Śmierć komendanta policji, Duke'a Perkins'a, w piersi którego, w zetknięciu z kopułą, eksploduje rozrusznik serca, rozpoczyna serię niecnych rządów Dużego Jim'a Rennie'go – z pozoru bardzo bogobojnego mężczyzny. Szybko przekonujemy się, jaki w rzeczywistości jest oraz jaki wymiar okazują się mieć jego rządy. Wydawać by się mogło, że nie ma nikogo, kto stanąłby mu na drodze; pojawia się na niej jednak znienawidzony przez Rennie'go, Dale Barbara. Wspierany przez wojsko i prezydenta „z zewnątrz” oraz kilkoro ochotników „wewnątrz” kopuły, "Barbie" stara się zaprowadzić porządek społeczny. Coraz więcej ludzi poznaje prawdę o członku rady i tajemnicach łączących go z synem, Juniorem.

Niekoronowany król horroru tym razem zdecydowanie postawił na powieść psychologiczną z domieszką thrillera. Przedstawił nam zachowania kierujące człowiekiem, który znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Pokazał w jak wielkim stopniu ludzie mogą ulec „zezwierzęceniu”, jak bardzo w chwilach zagrożenia osoba może odrzucić wszelką moralność i system wartości na rzecz pierwotnego instynktu przetrwania. A najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że sami moglibyśmy zachowywać się identycznie.

King w swej obszernej książce – bo liczy przecież ponad 900 stron – ponownie ukazał w pełnej krasie cały swój warsztat pisarski, z którego przecież słynie. Stworzył kolejne zdemoralizowane miasteczko, ukazując jak na dłoni tajemnicę człowieczeństwa. 
Niestety (choć dla niektórych stety), akcja książki rozwija się dość mozolnie; wnikając w świat Chester's Mill, przez około 700 stron poznajemy jego mieszkańców i łączące ich więzy. Dopiero tuż przed końcem książki akcja staje się dynamiczna, z pewnością wciągająca w świat ludzi odciętych całkowicie od świata „szklaną” kopułą. W pewnych momentach książka jest wręcz wulgarna, budzi kontrowersje i zdecydowany sprzeciw ze strony Czytelnika.

Mimo wszystko, zakończenie pozostawiło we mnie pewien niedosyt, liczyłam na coś innego, coś bardziej... wyszukanego? Quot homines, tot sententiae; dlatego sami musicie sięgnąć po tę pozycję, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę spotkało mieszkańców Chester's Mill.

Dodatkowo za ciekawy „bonus” można uznać fakt, iż w sieci istnieje strona internetowa tegoż fikcyjnego miasteczka, jak również Komendy Policji Chester's Mill oraz lokalnej gazety Julii Shumway; wszystko pod chestersmill.com. Poza tym, podjęto decyzję o realizacji serialu na bazie owej powieści. Wyreżyserować go ma Steven Spielberg i jego DreamWorks Television.

Czy polecam tę książkę? Osobiście nie jest ona moją ulubioną. Niewątpliwie każdy Czytelnik ceniący sobie powieści Stephena Kinga powinien sięgnąć po tę pozycję, znając Jego styl pisarski; aczkolwiek jeśli nie miałeś/aś jeszcze nigdy wcześniej do czynienia z książkami tego Autora – nie polecałabym zaczynać wspaniałej przygody z Nim i Jego wyobraźnią akurat od tej.

piątek, 6 lipca 2012

"Bog, Kasa i Rock`n`roll" - Marcin Prokop i Szymon Holownia

 
Tytuł: "Bóg, kasa i rock`n`roll"    
Autor: Marcin Prokop, Szymon Hołownia
Ilość stron: 336

 
   Mamy 21 wiek, światopogląd zmienił się o 180 stopni, nic nie jest takie samo. Zgadzacie się ze mną? To jak ludzie postrzegają religie, pieniądze, telewizje i marketing czasami nie mieści się w granicach zdrowego rozsądku – te trzy ostatnie rzeczy, niektórzy wywyższają ponad wszystko.
         W skrócie, można powiedzieć, że książka „Bóg, Kasa i Rock`n`roll” Szymona Hołowni i Marcina Prokopa właśnie o tym nam opowiada. Czy Bóg to teraz tylko figurka, symbol jakiś „wartości” i „słów”, służąca między innymi do zarabiania kasy? A kościół to siedlisko księży, którzy molestują dzieci i wożą się „samochodami wyższej klasy” z kasy z tacy? Zapewne wiele o tym tam przeczytacie, ale sęk tej książki w tym, że jest to rozmowa człowieka wierzącego i niewierzącego, który jara się głownie kasą i rozmyśla, co ona właściwie teraz dla ludzi znaczy, co znaczy Bóg i wszystko, co z nim związane.

Temat „Bóg i śmierć” to temat rzeka. Nie od dzisiaj ludzie się nad tym głowią, myślą, rozmawiają i w gruncie rzeczy bywa, że nic im to nie daje. Zero –wracają do początku. Mało jest przypadków, kiedy wierzący z niewierzącym po takiej burzliwej rozmowie dobijają do mety z jakimś większym porozumieniem, a już na pewno rzadkość stanowi to by osoba, która się temu przysłuchuje nie odczuła wrażenia mętliku i skakania z kwiatka na kwiatek, zażartego boju w przedstawianiu swoich racji przez prowadzących rozmowę.

Prokop i Hołownia starali się nie wychodzić poza określone wcześniej granice istoty tematu, jakie sobie obrali, dlatego też elegancko, jak należy z klasą – podzielili ją na różne temaciki, kategorie i sto różnych rzeczy, mimo to niewiele im to dało. Niestety było to raczej nieuniknione. Bowiem poruszając tak zawiłe i od dawna budzące w ludziach głębokie refleksje oraz kontrowersyjne zachowania kwestie niełatwo będzie omówić dostatecznie w książce, która liczy sobie 336 stron. Podczas czytania nie opuszcza nas uczucie pomieszania, braku czegoś istotnego, niedopowiedzeń, mętliku. Logiczne, prawda?

Rozmowa „przy kawce”, jednak odbiega troszeczkę od rzeczywistości. Rzucają się w oczy zbyt „przesadzone” i „inteligentne” słowa, które nierzadko zapychają całe zdania i fakt faktem to zdanie jest niezrozumiałe dla „zwykłego czytelnika”, do którego podobno ową książkę kierowano. Nieco prostoty, a wszystko było by przejrzyste. Chcieli z tego zrobić inteligentną książkę, a wyszło im to cokolwiek sztucznie i pedantycznie.
                  
Znajdziecie tam wiele ciekawych momentów, ale osobiście „Bóg, Kasa i Rock`n`roll” to pozycja, którą czytałam dosyć długo. Nie zainteresowała mnie ona do tego stopnia bym nie mogła się od niej oderwać. 
            Jest to jednak moja subiektywna opinia. Moja jako osoby młodej, która ciągle udoskonala swoje poglądy. Jest, zatem możliwe, że być może nie zrozumiałam książki tak jak powinnam.


PODSUMOWUJĄC: książkę polecam głównie dla ciekawskich, którzy lubią spojrzeć oczami innych na pewne rzeczy i wyciągnąć z tego wnioski dla siebie. Nie uważam wszakże wcale by była to jakaś pozycja „obowiązkowa” zwłaszcza, jeśli „takie tematy Was nie kręcą” jednak sądzę, że książkę chociażby z samej ciekawości warto kiedyś przeczytać.

Trudno się również w książce takiej kategorii, która porusza wiele trudnych spraw, oprzeć się na jakimś konkretnym punkcie oceny.

 Czytaliście tę książkę? Jak Wy ją oceniacie?

.

.
Online